Ulala, Oculus Link działa z USB 2.0! Ale to nie wszystko, Magic Leap zamyka swoje biuro w Seattle, ThinkReality A6 od Lenovo jednak żyje, na włoskich lotniskach można napotkać szturmowców i świetna apka przenosząca realne obiekty do komputera. Na koniec trochę sentymentu, wraca Tetris.

E(X)p(R)esowy piątek 28

Wiecie, że badania naukowe dowodzą, iż w trakcie życia człowiek zjada średnio 6 pająków? Zawsze mnie ciekawi jak ci “amerykańscy” naukowcy do tego dochodzą. Jaki ma to związek z dzisiejszym piątkiem? Żadnego. Ot nie wiedziałem, jak Was powitać. A że za oknem niemalże lato to jakoś skojarzyło to mi się z owadami i wszelkiego rodzaju innym robactwem. A więc… WITAJCIE! I do razu z grubej rury zaczynamy, bo…

Oculus Link działa z USB 2.0!

A co to oznacza? Oznacza to ni mniej, ni więcej, że działa on z kablem, który jest standardowo dołączany do zestawu. Tak, dokładnie ten sam kabel, który do tej pory służył Wam jedynie do ich ładowania teraz będzie robić jako sznurek do większej biblioteki gier. I nie jest to plotka, jest to informacja, którą niezwłocznie sprawdziłem i JEST PRAWDZIWA! Sprawdźcie jedynie czy wersja softu Oculus na waszym komputerze to 17.0.0.149.462. Na tej sprawdzałem i na tej działa. Jak ze starszymi wersjami, tego niestety nie powiem.

Serwis Cas and Chary VR udostępnił video, na którym testowali to połączenie w praktyce.

A czy ktoś z Was kupił już oryginalny kabel Oculus Link za $80 dolców? I jak się teraz czujecie? No właśnie, do końca nie rozumiem tego ruchu. Mało tego, nie rozumiem jak to możliwe, że początkowo wymagana przepustowość 3.0 teraz spokojnie działa na 2.0. Czyżby Oculus w aktualizacji dorzucił tajny składnik kompresujący materiał do tego stopnia, że wystarczy 2.0? A może od początku była to zasłona dymna? Ale namawiać ludzi do kupna kabla za $80 dolarów a potem ogłosić “Sorry, ale on już jest nie potrzebny”? Sprawa jest na tyle świeża, że na razie ciężko mówić o tym czy jakość jest dokładnie taka sama. Ale łapcie za swoje kable i sprawdzajcie, bo weekend się zbliża i można go spędzić całkiem przyjemnie. Niestety nie mogą tego powiedzieć pracownicy Magic Leap z Seattle.

Magic Leap zamyka pierwsze biuro

No nie może… no nie może mi przejść przez gardło to, że Magic Leap zaczyna swoją podróż… właśnie. Gdzie? Tak na dobrą sprawę to nie wiadomo, bo oficjalnie wszystko jest w porządku. Trwa jedynie proces zmiany klienta, reorganizacji tego i owego i tak dalej. Ale dobrze wiemy, że dokładnie w ten sam sposób zwijało się już wiele firm. Informacja dosłownie z ostatniej chwili donosi, że firma zamknęła jedno ze swoich biur w Seattle. Tym samym na bruk poszło 35 osób z liczących około 1.000 osób załogi ML.

MagicLeap
źródło: Magic Leap/YouTube

Wiem, że jesteśmy może już do bólu nudni odnośnie Magic Leap i chyba nie ma tygodnia, który nie przyniósł by jakichś kolejnych gwoździ do trumny. Ale sami zgotowali sobie ten los. Dodatkowo na potwierdzenie nieciekawej sytuacji mogę dodać, że na serwisie LinkedIn od jakiegoś czasu pokazują się wpisy ludzi ze stanowiskami EX-Magic Leap poszukujących nowego zajęcia.

Czekam cały czas na oficjalną informację od samego Abovitza, który uspokoi nastroje, wyjdzie na mównicę i ogłosi światu, że ma już pomysł na formowanie nowego biznesu i rusza na podbój rynku. Oby. Tym czasem na mównicę wszedł kto inny i ogłosił światu “Tak, żyje drodzy Państwo!”.

ThinkReality A6 od Lenovo… żyje

Pamiętacie ten headset? Lenovo dosyć hucznie ogłaszało tym samym, że wchodzi w rynek Mixed Reality i będzie konkurować z największymi. Z Magic Leap już mogą nie pokonkurować jak dobrze (a w zasadzie nie dobrze) pójdzie, a do Hololens to im chyba daleko. Pierwsze testy pokazały, że sprzęt jest niedopracowany, obraz słaby i mówiąc kolokwialnie “do kitu”. Opieram się jedynie na opinii tych co brali udział w testach. I tak o to świat chyba pomału pogodził się, że to był jedynie szybki romans Lenovo i MR. Ale jak się okazuje błędnie.

Clay AIR to firma, która zajmuje się systemami śledzenia dłoni. Współpracują chociażby z Nreal. Ale to nie wszystko, bo jeśli macie w swoich autach system rozpoznawania gestów to nie wykluczone, że macie do czynienia z ich autorskim systemem Clay Drive. Ale wracając do Lenovo. Właśnie ogłosili, że ich headset otrzymuje natywne wsparcie dla Clay AIR, a tym samym użytkownicy gogli będą mogli używać swoich dłoni do interakcji.

Our collaboration with Lenovo is powering a new wave of hand tracking and gesture recognition for enterprise devices. Hand tracking and gesture recognition are at the core of mixed reality. Empowering users to interact with a virtual menu navigation without the constant need of a controller is essential to ensure a natural and intuitive experience.

Thomas Amilien, CEO Clay AIR

Co to oznacza? Dwie rzeczy. Po pierwsze Lenovo się nie poddaje. To dobrze, bo pomimo delikatnego falstartu może gdzieś w swoich laboratoriach cały czas rozwijają swój produkt. Po drugie, Clay pokłada w nich wiarę. Tyle tylko, że sama wiara nie podbije rynku. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Teraz będzie bardzo ważna informacja dla wszystkich tych, którzy znajdą się w najbliższym czasie na jakimś włoskim lotnisku. Nie przestraszcie się służb porządkowych.

Włosi przerażają ale w słusznej sprawie

Na włoskich lotniskach pojawili się “uzbrojeni” funkcjonariusze. Od razu na myśl przychodzi oddział S.W.A.T uzbrojony po zęby bronią. Nie, nie o takim uzbrojeniu mówię. Chodzi o kask.

Ale po co to wszystko? Nie tylko po to, aby się chronić przed potencjalnym zakażeniem koronawirusem, ale także po to, aby badać na odległość. Kask ten ma wbudowaną kamerę termowizyjna, która potrafi na odległość zmierzyć potencjalnej osobie temperaturę. Ale gdzie tu technologia? Otóż na wyświetlaczu, funkcjonariusz widzi warstwę AR nałożoną na obraz z kamer, która może działać w dwóch trybach. Pierwszy z nich to tryb pojedynczy w którym osoba w odległości nie więcej niż 4 metry jest otoczona ramką wraz z informacją o temperaturze.

Drugi tryb to “Large Crowd”. Czyli badanie na masową skalę. Urządzenie może łączyć się za pomocą WiFi, 5G lub z wykorzystaniem protokołu Bluetooth. Z czym i po co? Kask potrafi także rozpoznawać twarz. I tutaj zaczynam się bać, bo nie wiem czy tego typu działania prewencyjne po tej całej pandemii nie pozostaną w użyciu. Teraz mamy do czynienia z istnym poligonem doświadczalnym, z którego firmy wyciągają wnioski. Czy czeka nas wszechobecna inwigilacja? Bądźmy optymistami i patrzmy w przyszłość z nadzieją. A ta wygląda naprawdę fajnie.

Wycinanie i wklejanie “rzeczywistości”

Cyril Diagne na swoim profilu Twitter pokazał aplikację, która zrobiła niemałe zamieszanie. Pozwala ona zrobić zdjęcie rzeczywistym obiektom, a następnie wstawić je w dowolny dokument na naszym komputerze. Ciężko to opowiedzieć i lepiej zobaczyć.

Na chwilę obecną aplikacja nie jest nigdzie udostępniana. Jeśli chcecie możecie wysłać prośbę o dołączenie do programu zamkniętej Bety tutaj.

Aplikacja taka na pewno przyda się wszystkim recenzentom wszelakich dóbr materialnych. Nie trzeba będzie robić sesji zdjęciowych i przenosić ich na komputera “tradycyjnymi” metodami. Wystarczy strzelić migawką w obiekt i następnie obiektyw aparatu przenieść na komputer. To wszystko. Ciekawe, kiedy aplikacja wyjdzie z zamkniętej bety. Ja czekam dużą z ciekawością.

Ale na Tetrisa już nie trzeba czekać.

Powrót do przeszłości

Pierwsze Tetrisy ogrywałem na modnych w latach 90’tych “handheladach” jakbyśmy to dzisiaj określili. Potem pierwsze komputery PC i zarwane noce. Dzisiaj mogę znowu to robić na goglach Oculus Quest.

Tetris Effect miał swoją premierę na konsolę PS i PSVR dosyć dawno, bo w 2018 roku. Potem przyszedł czas na platformę SteamVR, a dzisiaj produkcja ta wjeżdża na urządzenia Oculus Quest. Jeśli macie zbędne $30 dolarów to właśnie znalazłem wam zajęcie na weekend.

A tymczasem… nie E(X)p(R)esowego weekendu Wam życzymy.