Jeśli ktokolwiek z was czuje lekki niedosyt z tytułu targów CES 2020 to śmiało podnoście rękę. Mam to samo. W porównaniu z zeszłoroczną edycją można odnieść wrażenie, że mamy zastój. Nic jednak bardziej mylnego. Tak naprawdę ja się tego spodziewałem.
Jedno co mogę na pewno powiedzieć o tegorocznej imprezie to wysyp prototypów i urządzeń, które może kiedyś znajdą się w produkcji. I nie to, że na wcześniejszych edycjach tego nie było. W końcu CES też trochę na tym polega. Jednak w tym roku wyraźniej było to widać. A jak na tym tle wypadały urządzenia technologii XR?
CES 2019 nas rozpieścił
Cofnijmy się o rok. CES 2019 i premiery jakie były zapowiadane. Na pierwszy rzut poleciała firma Pico ze swoim modelem G2 4K. W tym roku także nie zawiedli. Potem kolej na HTC i ich gogle Cosmos oraz wersja Pro Eye. No i oczywiście ogłoszenie Viveport Infinity. Qualcomm także pokazał swój prototyp urządzenia, który ma wiele wspólnego z goglami Cosmos od HTC. Widzieliśmy świetne kontrolery FinchShift oraz firmę Pimax, która także nie zawiodła w tym roku. Ze sprzętem AR zaprezentowała się firma Rokid, której w tym roku nie było na targach CES. Jednak dalej pracuje nad kolejnymi odsłonami swojego produktu.
A co przyniósł nam rok 2020? Nie było aż tak dużo sprzętu VR (Panasonic zadziwił chyba wszystkich) ale dominował sprzęt AR. Zaskoczenie? Wcale. Już pod koniec 2019 roku było wiadomo, że wszystkie premiery i nowości od gigantów technologicznych zostały ogłoszone i wypuszczone na rynek. Nadszedł więc moment, w którym mniejsi gracze mogą pokazać swoje osiągnięcia w technologii okularów AR.
Będzie przełom?
Wszyscy na to czekają jak na jakieś zaklęcie. Wyjdzie magik ze swoją różdżką i wypowie “Abrakadabra”, a w tym momencie stanie się cud. Ludzie masowo zaczną rzucać się na półki sklepowe wyrywając sobie sprzęt z rąk. Bo to jest właśnie ten moment. Niestety rynek pokazuje coś kompletnie innego. Od 2 miesięcy Oculus boryka się z problemami dostarczania sprzętu do sklepów. Po ogłoszeniu gry HL: Alyx, Valve ma ten sam problem. Ludzie rzucili się… ale na gogle VR.
Zapewne Nreal, Vuzix czy Am Glass pragną aby powyższy scenariusz dotyczył ich samych. Jaki producent sprzętu by tego nie chciał. Jednak ci od okularów AR na tegorocznym CES pokazali, że chcą się liczyć w grze i mają ku temu podstawy. Okulary już nie przypominają tych znanych z filmów Sci-Fi. Są lekkie, wygodne, a co najważniejsze w żaden sposób nie wyróżniają się od zwykłych oprawek. No może poza kablem łączącym je z zewnętrzną jednostką.
Faktycznie ich cena może być kwestią sporną bo o ile sprzęt VR może służyć nam rozrywce w sobotnie popołudnia, a za rozrywkę zapłacimy, o tyle okulary AR już nie koniecznie. Jest to kategoria sprzętu z pogranicza wearables, casual i business. Innymi słowy moda, codzienność i praca. A więc konkretne użycie w konkretnych sytuacjach. Można spojrzeć na to przez pryzmat smartwatch’y. Po ich wejściu na rynek miały tyle samo zwolenników co przeciwników. Można powiedzieć, że noszenie zegarka może być tak samo popularne jak noszenie okularów.
Cena zegarków smart z początku nie zachęcała ale po nich nastąpił wysyp wszelkiego rodzaju sprzętu fit, który był tańszą opcją “smart”, ale do tego “fit”. I chyba to sprawiło, że każdy chciał mieć na ręku gadżet, który na bieżąco śledzi naszą aktywność fizyczną, sprawdzi stan snu i najzwyczajniej poda godzinę. Czy tą droga powinny pójść okulary AR? Może oferowane możliwości oraz sprzętu są po prostu za wysokie. Może społeczeństwo oczekuje czegoś znacznie prostszego ale opartego o takie rozwiązania. Mniej może znaczyć więcej w pewnych przypadkach.
2020 = AR
Chciałbym aby powyższe równanie stało się prawdziwe. Ale pamiętać należy, że samochód bez paliwa nie pojedzie. A paliwem w tym przypadku jest oprogramowanie i kontent. Dokładnie ten sam czynnik zabija pomału firmę Magic Leap. Nic nie znaczą kosmiczne parametry sprzętu jeśli nie ma co na nim wyświetlać. A jeśli do tego dodamy wysoką cenę to mamy do czynienia z samoistną zagładą.
Najlepszym rozwiązaniem była by ścisła współpraca między producentami sprzętu i developerami. Dev kit’y umożliwiłyby szybszy development nowego rodzaju oprogramowania. Pokazały by też możliwości i słabe punktu samego sprzętu. Otworzyły by nowe ścieżki, a także wszystko to w co jeszcze nie wierzy spora grupa ludzi. Czasy Pokemonów już dawno minęły ale niestety nie wiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Czas to zmienić.