Wszelkiego rodzaju doznania haptyczne do tej pory wiązały się w większości z naszymi dłońmi i ciałem. Chodzi przede wszystkim o zwiększenie doznań VR o dotyk. Ale jak się okazuje, delikatne bodźce w okolicach naszej głowy mogą być pomocne dla tych, którzy borykają się z problemem choroby lokomocyjnej w trakcie poruszania się po świecie wirtualnym.
Niby prosta sprawa, a jednak przysparzająca sporo problemów. Nie tyle twórcom oprogramowania co użytkownikom. Przemieszczenie się z punktu A do punktu B w wirtualnej rzeczywistości nawet dzisiaj wydaje się nie być takie banalne. Kiedy VR jeszcze raczkował i nie posiadał kontrolerów radzono sobie z tym w różny sposób. Najczęściej był to automatyczny ruch wymuszony przez aplikację. Dla co poniektórych użytkowników był to gwóźdź do trumny, bo ich błędnik nie wytrzymywał. Do tego oczywiście dochodziły aspekty wizualne, które w tamtych czasach nie były zbyt wysokie. Słabe odświeżania, słaba rozdzielczość i dosyć spore opóźnienie między ruchem głowy, a obrazem dokładały swoje pięć groszy. Czy haptyka będzie rozwiązaniem?
Ewolucja sprzętu przez ostatnie 8 lat to “kosmiczny” skok, a jednak problem pozostał. Może nie w tak dużej skali, ale dalej istnieje. Wiele studiów stara się rozwiązywać go poprzez wprowadzanie innych mechanik poruszania się. Ale to co pokazali inżynierowie z National Taiwan University wydaje się niewiarygodne, ale skuteczne.
Bodźce na naszej głowie
System oparty jest o headset HTC Vive Pro Eye. Zmodyfikowano go jednak na potrzeby badań, w których haptyka gra pierwsze skrzypce. Zastosowano dwa systemy haptyczne. Pierwszym z nich są małe silniczki wibracyjne znajdujące się na pasku okalającym naszą głowę po jej obu stronach. Drugi wydaje się dosyć prymitywny, ale jak się okazuje skuteczny. To system bodźców polegających na zwyczajnym klepaniu nas w nasz bok głowy za pomocą małych, sztucznych łapek. Oba systemy są zsynchronizowane z naszymi ruchami w przestrzeni wirtualnej. Każdy nasz wirtualny krok wyzwala bodziec. Aby test był wiarygodny i miarodajny w jego trakcie korzystano z w pełni zsynchronizowanych bodźców do naszych kroków oraz z losowym ich uruchamianiem. Ale po co to wszystko?
Naukowcy stworzyli wirtualne środowisko w silniku Unity, w którym spięli wszystko w jedną całość. Aplikacja obejmowała trzy różne środowiska, do którego zaprosili 240 ochotników. Testy polegały na przeróżnym włączaniu lub wyłączaniu poszczególnych elementów haptycznych. Tak aby otrzymać wiele wariantów pozwalających na analizę, czy takie rozwiązanie pomaga w zachowaniu zwartości żołądka na swoim miejscu. Na koniec każdy z badanych proszony było o określenie ogólnego komfortu. Wyniki wskazują, że taki system ma sens.
Wyniki są optymistyczne
Jak się okazuje delikatne wibracje silniczków po obu stronach naszej głowy mają spory wpływ na poprawę komfortu. Co ciekawe olbrzymie znaczenie ma sposób uruchamiania wibracji oraz jego miejsce. Największym zaskoczeniem jest zsynchronizowany bodziec dokładnie z tyłu głowy, który w badaniach wypadł gorzej niż kompletny brak jakiejkolwiek haptyki.
Jest jednak ważna uwaga do tych badań. Przeprowadzane one były na użytkownikach siedzących i nie porównywano ich z badaniami w pozycji stojącej. Jak wiemy, to jest największym wyzwaniem dla osób cierpiących na chorobę lokomocyjną.
Na koniec możemy zadać sobie pytanie czy haptyka i tego typu rozwiązania trafią na stałe do headsetów? Czy potrzeba zwalczania problemu choroby lokomocyjnej jest tak duża, że potrzebuje zaangażowania dodatkowego sprzętu? Ciężko teraz odpowiedzieć, ponieważ ewolucja technologii VR z roku na rok pokazuje nam, że nikt nie jest w stanie przewidzieć tego co znajduje się za kolejnymi drzwiami rozwoju. Tak do końca sami jeszcze nie wiemy, gdzie zmierza technologia VR. Jej rychłe połączenie z AR i MR może kompletnie zmienić problem choroby, ale nie wykluczone, że przyniesie inne. Na pewno takie badania będą mogły być podstawą dla dalszych badań i rozwoju sprzętu.
Pełne wyniki badań znajdziecie pod tym linkiem.