Przez ostatni czas śledziłem, a także brałem czynny udział w kilku dyskusjach związanych z obecnym stanem technologii AR. Nie mówię o sprzęcie, czy rodzajach aplikacji, a bardziej o odbiór całościowy. Czy rozszerzona rzeczywistość jest w trakcie rozbiegu czy jednak jeszcze szuka odpowiedniego obuwia, aby zacząć sprint?
Jak to w życiu bywa każdy kij ma dwa końce. Na każdy aspekt naszego życia można spojrzeć z minimum dwóch stron. Wiąże się to z obiektywnym spojrzeniem na istotę problemu. I nie chodzi tu o filozoficzne badanie problemu, a jedynie zrozumienie go nie tylko ze swojego punktu widzenia. Bez tego stalibyśmy się zadufani w sobie ze znajomością jedynie swojego końca nosa. I wiecie co Wam powiem? Mam obawy czy przez przypadek nie weszliśmy na ścieżkę samozachwytu, którego nikt inny nie dostrzega. Czy AR padła ofiarą własnego sukcesu?
MVP
Jeśli dla kogoś skrót ten jest obcy, wyjaśniam. Minimum Viable Product to usługa lub produkt o minimalnej wartości jaka pozwala wprowadzić go na rynek. Nie mylić z półproduktem, to pełnowartościowa wersja, która pozwoli klientowi na ujrzenie całokształtu. To zarazem pozwala na zbadanie dalszego zainteresowania nim potencjalnych odbiorców. I praktycznie dzisiaj właśnie tak wprowadza się nowe usługi na rynek. Pozwala to niewielkim nakładem pracy sprawdzić pomysł czy ideę. I nie jest w tym absolutnie nic złego. Chyba, że zaczynamy być maszynkami produkującymi mikro-aplikacje traktując je jako sztuka dla sztuki.
Ostatnio na jednym z portali społecznościowych pokazał się ciekawy materiał video, którego zrzut ekranu widzicie wyżej (tutaj pełen link do publikacji: https://bit.ly/2OQ6LHd ). Po jego pierwszym obejrzeniu na usta cisną się słowa zachwytu. Inwencja twórcza naprawdę na wysokim poziomie. Animacja także niczego sobie no i oczywiście pytania jak z poziomu samolotu wykryto powierzchnię ziemi. Nie będziemy teraz tłumaczyć jak to możliwe, dodam jedynie, że powierzchnia ziemi czy stołu w kuchni to dla silników AR praktycznie jedno i to samo. Całość robi naprawdę olbrzymie wrażenie, a nawet momentami można się złapać na myśli, że przecież takie obrazki często widzimy na ekranach telewizorów. Mamy do czynienia z efektami specjalnymi rodem z Hollywood, a to wszystko przy pomocy najprostszego sprzętu. Wow. Kupuje to.
A teraz zatrzymaj się, weź dwa oddechy i się zastanów. Co dalej?
Nie wszystko złoto co się świeci
Zanim zaczniesz rzucać gromy na powyższe słowa, uspokoję Cię, też to przerabiałem. Będąc deweloperem i mając dostęp do nowej technologii można wpaść w sidła twórczości. Często niebanalnej i kreatywnej, jednak nikomu niepotrzebnej. Nie będę nawet próbował zliczyć ile razy osobiście rozwiązywałem problem który, jak potem się okazywało, był jedynie moim problemem. Powiem więcej nie tyle co problemem, co sztucznie wykreowaną potrzebą. Tutaj jest pewien haczyk. Ponieważ jeśli w danej grupie rodzi się jakaś potrzeba, zadaniem innych jest jej spełnienie. Gorzej jednak jak grupa ta składa się z jednego członka. Mnie/ Ciebie.
Technologia AR to już nawet nie studnia, lecz ocean możliwości. Jedynie nasza wyobraźnia ogranicza nas czego można dokonać stosując ją w życiu codziennym. Zatrzymajmy się jednak na chwilę, spójrzmy na wszystko z innej perspektywy i sprawdźmy czy nasze działanie rozwiązuje problem pewnej grupy odbiorców czy jedynie służy do podniesienia naszej wartości. Tylko gdzie jest ta cienka granica?
Jak się nie przewróci, to się nie nauczy
Powyższe stwierdzenie pasuje praktycznie do wszystkiego. Jeśli sami się nie sparzymy to nigdy nie dowiemy się jak to jest dotknąć gorącego naczynia. Wszystkie zawody, które wiążą się z pracą kreatywną mają to hasło niejako w pakiecie. I to właśnie ta kreatywność czasem nas ponosi. Ucząc się nowych doświadczeń brniemy coraz głębiej w istotę problemu. Zatracamy się w niej, a na końcu tworzymy coś co przyprawia nas w osłupienie i zachwyt. Bo o to stworzyliśmy dzieło na miarę mistrza korzystając z nowej technologii. Umiemy posługiwać się zupełnie nieznanymi do tej pory narzędziami. I to jest nowatorstwo, kwintesencja rozwoju, która jest kołem zamachowym napędzającym nasz świat. Ale stop. Dwa oddechy. Uspokajamy nasze myśli. Odpowiedz sobie na jedno, proste pytanie: czy stworzyłeś byt, który służyć będzie innym czy jedynie osiągnąłeś cel jakim było poznanie? Zmartwię cię, że zazwyczaj to drugie.
Bądźmy twórcami, przełamujmy bariery, stańmy się wytrychami otwierającymi jeszcze zamknięte drzwi, wyciskajmy ze sprzętu wszystko co możliwe, sprawdzajmy i badajmy. Ale miejmy świadomość, że to jest jedynie nasz brudnopis, w którym notujemy na szybko nasze myśli i dokonania. Większość z nich nie będzie miała żadnej wartości dla zwykłego odbiorcy pomimo, że my widzimy w tym hałdy złota i platyny. Więc nie starajmy się na siłę tworzyć niszy, którą z dumą wypełnimy. Nikt tego nie kupi.
Brak wartości w kontencie
Obecnie przechodzimy okres, w którym co poniektórzy dostrzegają nawet kryzys w wartości kontentu w technologii AR. Czy można użyć aż tak mocnego słowa jakim jest “kryzys”? Poniekąd tak lecz boimy się mówić to na głos. Na rynku produktów AR jest nie wiele aplikacji czy usług, które faktycznie posiadają pewną wartość. Często pada porównanie wartości technologii VR do AR. Wirtualna rzeczywistość posiada już utarty szlak. Jest na drodze stabilnego rozwoju, a co najważniejsze szeroko rozumiana przez odbiorców. Tyle tylko, że nie stało się to z dnia na dzień. Proces ten ciągnął się latami. Ale co by nie mówić było chyba łatwiej. Bardzo szybka adaptacja w świecie rozrywki sprawiła, że popularność rosła, rośnie i będzie rosnąć dalej.
Zaryzykuje stwierdzenie, że rozszerzona rzeczywistość jest ofiarą swojego własnego sukcesu. Może to śmiesznie zabrzmi, ale jest tak wszechstronna, że nie wiadomo gdzie jej użyć. Wpychana jest w każdą dziedzinę, od medycyny i gier do produkcji samochodów czy malowanek dla dzieci. Jednak wszędzie tam gdzie trafia powoduje eksplozję podniecenia, a po 5 minutach trafia w kąt jak zabawka, która się już znudziła. Powodem jest właśnie niska wartość kontentu lub w ogóle jego brak.
Wieje nudą
- Cloud Anchors – usługa, która w trakcie prezentacji wzbudziła gromkie brawa… wśród deweloperów. Aplikacje pozwalające na stawianie emotikonek na ulicach czy rysowanie w przestrzeni, są fajne. Ale co dalej?
- CV prezentowane jako AR – fajny gadżet. A teraz powiedzcie działowi HR, że ma analizować 50 dokumentów przy pomocy technologii AR. Zamordują Was.
- Wyszukiwarka Google z możliwością stawiania obiektów 3D – szukam hasła rekin, wyświetla się opis na “Wiki” i mogę sobie postawić wielkiego żarłacza na środku pokoju. Świetnie.
- Snapchat – możemy zrobić sobie selfie z maską Vadera lub zrobić z siebie klauna. To drugie na pewno spotka się z szerokim uznaniem
Czy mamy spalić na stosie wszystko co powyżej wymieniłem? Absolutnie nie. To się nazywa “ścieżka rozwoju”, a powyższe to poszczególne przystanki. Jednak traktowane są przez twórców jako absolutny hit bez, którego twoje życie od jutra będzie nic niewarte. I tutaj napotykamy na problem twórców, którzy pokazali Nam jak dzielnie rozwiązali pewien problem. Swój problem. No dobra, powiecie, że przecież są ludzie, którzy z tego korzystają więc to nie do końca tak. Są to produkty wartościowe i poprawiające ludziom chociażby nastrój. Zgadzam się z tym, jednak czy nie macie wrażenia, że przypomina to wejście do lunaparku… 1 godzina super zabawy, ale potem trzeba zejść na ziemię i wracać do domu?
Rozszerzona rzeczywistość to jeszcze jadący pociąg bez określonego kierunku. Zachęcajmy społeczeństwo, aby wsiedli z nami i kontynuowali tą podróż. Dzięki nim możemy napotkać wiele stacji, których my sami nie dostrzegaliśmy. Tylko zastanówmy się, czy powinniśmy obarczać ich kosztami za bilet. Przecież tak naprawdę my sami nie wiemy gdzie jedziemy.